Kurz się uzbierał na naszym blogu niestety.
Wcale nie dlatego, że przestaliśmy wspierać naszą ukochaną Drużynę, wcale nie dlatego również, że przestaliśmy jej kibicować (O NIE!), dlatego że niestety trochę mało czasu w ogóle, w związku z czym niestety również brakuje tego czasu na regularne pisanie tutaj...
Staramy chociaż na facebook'u coś tam jeszcze skrobnąć przy okazji ale to też nieczęsto.
Ale nie umarliśmy!
Może uda nam się wrócić i chociaż co kolejeczkę napisać słów kilka.
Korzystając z okazji zapraszamy do zaprzyjaźnionej Legii Szyderców. Będziemy sobie czasem coś pożyczać od nich, może dzięki temu będzie się tutaj coś działo ;)
A tymczasem zapraszamy do odwiedzania naszego bloga, lajkowania nas na fb i czekamy na Mistrza 2013/2014 ;)
(L)
poniedziałek, 5 maja 2014
piątek, 12 kwietnia 2013
Niech passa trwa!
Żeby nie mieć większych zaległości przed szlagierem (dobra, kiedyś to były szlagiery a dziś już to pojedynek lidera z dziesiątą (!) drużyną w tabeli) kilka literek o tym, co działo się na boiskach od ostatniego wpisu.
Nasza Legiunia chyba jedzie już po właściwych torach. Po niezbyt udanym początku rundy wiosennej wreszcie nie przygrywamy (choć czasem też nie wygrywamy), tracimy mało bramek i muszę przyznać, że jakoś spokojniej ogląda się to wszystko.
__
Po pewnej wygranej z Górnikiem naszych grajków czekała krótka podróż do Grudziądza gdzie trzeba było przespacerować się nie przegrywając więcej niż dwoma bramkami. Trzeba przyznać, że nie była to wielka sztuka. Legia zagrała spokojnie, przy okazji sprawdzając jak leży drugi garnitur. I leżał całkiem dobrze.
Więcej pisać w zasadzie nie trzeba. Cel został osiągnięty (czyli awans do następnej rundy) i tyle.
__
Tuż przed świętami natomiast przeciwnikiem Legii był zespół grający obecnie przy ul. Konwiktorskiej. Mają tam niesamowity cyrk i przyznam, że aż żal mi piłkarzy, którym przyszło pracować dla kolejnych dziwacznych właścicieli. Żal tym bardziej, że mimo treningów w parkach, biegania po schodach czy co oni tam jeszcze wyrabiają, żeby zachować pozory profesjonalnego klubu to zespół ten pokazuje, że naprawdę 'chcieć to móc' o czym świadczy pozycja w tabeli.
Mimo wszystko Legia jechała na Konwiktorską w roli faworyta i mimo straconej bramki (co prawda ze spalonego, ale pomyłki sędziowskie są ponoć też elementem piękna futbolu) udało się wywieźć trzy punkty i pokazać kto naprawdę rządzi w stolicy.
Brawa dla Furmana, brawa dla Vrdoljaka (który wraz z nowym uczesaniem, już na całej twarzy coraz bardziej przypomina gracza z 'Legii o jakiej marzyłem'). Wszyscy właściwie pokazali, że gra się do końca i tylko niepotrzebnie znowu zgotowali kibicom lekką nerwóweczkę.
Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy.
__
Już po świętach wreszcie wróciliśmy na Ł3. Żeby gładko pokonać Zagłębie. Przyznam, że dawno nie byłem tak spokojny o wynik. I chociaż niemiłosiernie obstrzeliwaliśmy słupki bramki Zagłębia to wszystko jakoś dobrze wyglądało. Nie było jakichś irytujących błędów, bezsensownych strat piłki, głupich zagrań. Mimo, że tradycyjnie praca liniowego mogła budzić lekkie wątpliwości to w końcu jeszcze przed przerwą udało się wcisnąć piłkę do siatki. I fajnie, że udało się to Radovicowi, bo chłop haruje ostatnio jak wół i należało mu się coś więcej niż asysta.
Wynik powinien być wyższy, ale najważniejsza spokojna wygrana i dobra gra. Bo naprawdę to wyglądało dobrze i tchnęło sporo optymizmu jeśli chodzi o końcowy sukces drużyny (wiadomo jaki ;)).
__
I na koniec pojechali chopaki do Chorzowa.
No, i trochę marnie. Bo remis. Bo bez bramki. Bo w przewadze. I pewnie dlatego, że znów to nasz 'pucharowy garnitur'. Szkoda Rzeźnika, bo chłopak nam się porcelanowy zrobił. Gol o dziwo bardzo dobrze (i weź tu zrozum chłopa?!) a tak to fajnie, że każdy może w tej Legii sobie pokopać (choćby Choto w pucharach) i okazuje się, że nie jest źle. I tylko bramek brak.
Oby w Warszawie było ostre strzelanie w takim razie!
We wtorek się widzimy!
__
Na koniec garść informacji, które dobiegają z Łazienkowskiej.
Nosz błagam. Szkoda Kucharczyka, że chłopakowi nie idzie, że się nie łapie nawet do '18', że w meczu z Ruchem mógł trochę chociaż lepiej się pokazać (czyt. skuteczniej). Ale do Wisły... Niech się w Pogoni u Braci sezon poogrywa. Może jeszcze nie wszystko stracone...
Wiem, że czasami bywa hamulcowym. Wiem, że często samolub jakich mało, albo na siłę musi znaleźć Radovica. Wiem, wiem, wiem. Ale też wiem, że sieknął już w tym sezonie 12 bramek, wiem też, że takiego piłkarza w Polsce nie było. I na razie nie zapowiada się żeby w najbliższej przyszłości był. Odczepcie się od Ludojada! Może niech nie gra już każdego meczu w pełnym wymiarze, może znaleźć jakiś sposób, żeby się z tym pogodził ale walczyć żeby został. Bo to byłaby wieeelka strata.
Pożegnaliśmy Jorge. Osobiście widziałem w nim gracza, który będzie wyróżniał się w naszej szarej lidze. Pierwszy występ na Ł3 był krótki ale imponujący. Technika, szybkość, przegląd pola przemawiało na korzyść Paragwajczyka. Potem jednak jakoś tak gasł... Mniej pewności, gorzej z techniką, ten przegląd pola gdzieś się zagubił. Jakby tak nagle ktoś Salinasa podmienił. No i nie ma go już z nami. Ciekawe czy jeszcze usłyszymy gdzieś o tym młodym piłkarzu, bo wydaje mi się, że mimo wszystko papiery na granie ma.
__
Tyle na dziś a jutro: TYLKO ZWYCIĘSTWO!
(L) klub na Wisłą!
niedziela, 24 marca 2013
Jednym słowem... wiocha!
Powinno być tutaj tylko o Legii, ale że mecz odbył się w Warszawie, wstąpiło w nim kilku Legionistów (byłych i obecnych), bilety dostałem za darmo (bo kto zapłaciłby za taki 'spektakl') podzielę się krótką refleksją na temat piątkowego meczy 'o wszystko' (jak zwykle), w którym Ukraina skopała tyłki naszych reprezentantów.
Stadion Narodowy to taki dziwny obiekt, wybudowany za ogrooooooomne pieniądze, na którym wszystko jest jakoś nie tak. Nie ma murawy, a jak już jest to mocno z nią nie halo, dach można zamykać tylko w wyjątkowych okolicznościach przyrody (niekoniecznie akurat tych, które do tego zamykania dachu wydawałyby się najbardziej pożądane), toalety przewidziane na 10% wypełnienia całego stadionu a herbata skończyła się już w pierwszej połowie.
Do tego kuriozum bardzo mocno chcieli dopasować się poziomem gry nasi dzielni reprezentanci. I w sumie im się udało. Już w pierwszej akcji, z tylko sobie wiadomych powodów dali spokojnie strzelać Ukraińcom i było już 1:0, potem nie spuszczali z tonu i co strzał to bramka. A że strzałów w pierwszej połowie było zaledwie 3 to i bramki po 45 minutach Ukraina zdobyła tylko 3. Woli walki nie stwierdzono w naszej drużynie narodowej, umiejętności szybkich, krótkich podań również, pomyślunku i pomysłu na sforsowanie obrony rywali również. To wszystko za to miała ekipa przyjezdna i dlatego na koniec na tablicy widniał wynik 3:1.
Reprezentacja od dawna już mnie ni ziębi, ni grzeje a po tym spotkaniu to już bardziej ziębi (jak to jest, że pod zamkniętym dachem na narodowym jest o wiele zimniej niż bez dachu na Ł3?). Niby mamy lepszych grajków (indywidualnie na papierze przynajmniej) niż kiedykolwiek wcześniej a potrafią w tyłek przyjąć w bardziej spektakularny sposób niż w ciągu ostatnich 20 lat? Bo jak inaczej nazwać ten wręcz nieprawdopodobnie debilny początek spotkania (chociaż dalej nie było lepiej)?
Żeby nie rozpisywać się, bo nie ma o czym w krótkich żołnierskich słowach o piątkowych bohaterach:
Boruc. Nie wiadomo, jakby zagrał, gdyby miał przed sobą obrońców. W drugiej połowie coś tam wyjął, ale przy bramkach z pierwszej szans raczej nie miał. Twardy musi być chłop żeby się grą w tej reprezentacji nie załamał.
Boenisch. Drewniaka takiego na żywo chyba nie widziałem nigdy. Bramki rozdawała przeciwnikom jak solenizant drinki gościom a żeby dośrodkować potrzebuje tyle czasu (spojrzeć przed siebie, spojrzeć na piłkę, spojrzeć gdzie chciałby kopnąć, spojrzeć na piłkę, spojrzeć na nogę, dobra można się zbierać do dośrodkowania...), że spokojnie można skoczyć na piwko i nic się nie straci.
Glik. Szczerze, nie widziałem człowieka. Może tylko przy stałych fragmentach wędrował w pole karne rywala. Człowiek, który zatrzymał Anglie. Phi!
Wasyl. Niestety, w takich formie trzymaj się chłopaku jak najdalej od Legii. Żeś charakterny, że szacun z dzielni Ci się należy to fakt, ale brak gry w klubie bije od Ciebie na kilometr.
Piszczek. W obronie raczej on nie gra. W ofensywie niby bramkę strzelił, ale więcej gadał z Błaszczykowskim i innymi asami niż grał. Toż trzeba było do pubu pójść a nie na mecz....
Rybus. Pobiegał sobie. Nic więcej.
Kosa. Pokazał tyłek. Chciał kilka razy pograć jak w Legii. Niestety, z rezultatem bardziej znanym z rundy wiosennej niż jesiennej.
Majewski. Z tylko sobie wiadomych powodów Fornalik trzymał go na boisku tak długo. Kreatywności to raczej w sobie nie ma (nie wiem, może z San Marino chce wszystkich zaskoczyć) i nie wiem co to dalej będzie z tym naszym rozegraniem, bo kandydatów do roli ofensywnego pomocnika nadal brak.
Obraniak. W zasadzie nie grał w ogóle. Podreptał, pomachał łapkami. A jak spierdzielił któreś z kolei zagranie to już mu wszyscy przestali podawać. I słusznie.
Krychowiak. No ten jeszcze jakoś wyglądał. Nie było tragedii. Ale też na tle ogólnej beznadziei nie było to trudne.
Łukasik. Błąd przy drugiej bramie. Bez fajerwerków. Solidnie w sumie mimo wszystko. Jeszcze dużo roboty ale to nadal materiał na dobrego (bardzo dobrego) piłkarza.
Błaszczykowski. Szarpał, kombinował i ambitnie szedł często na 4 nawet rywali. Bez efektu i sensu zupełnie.
Lewy. Dla mnie w reprezentacji 'człowiek porażka'. Bez bramki od niepamiętnych czasów, na siłę wystawiany, mimo że widać kompletny brak zaangażowania, częściej się przewraca niż w ogóle próbuje strzelać. Jeśli kogoś irytuje zachowanie Ljoboi w Legii niech sobie zobaczy co w reprezentacji robi pan Robert...)
Teodorczyk. No wszedł. Uczesany był ładnie. W telewizji wypadł pewnie lepiej niż Kosecki...
No, to teraz tylko dzielnie zremisować z San Marino i duch w narodzie odżyje!
Ostatnie zdanko jeszcze na temat dopingu... 55 000 ludzi, drużyna narodowa a atmosfera... słabiutko. Na Ł3 nawet przy tych marniutkich 20 000 jest głośniej. I to żenujące 'my chcemy gola...' przy wyniku 1:3. Zabrakło na koniec nieśmiertelnego 'nic się nie stało'. A dlaczego nie 'Polska grać, k*rwa mać!'. Dalej głaskać tych bobków po siurkach to dalej będą grać jak słodkie przedszkolaki.
Tyle na dzisiaj. Chociaż i tak za dużo.
Stadion Narodowy to taki dziwny obiekt, wybudowany za ogrooooooomne pieniądze, na którym wszystko jest jakoś nie tak. Nie ma murawy, a jak już jest to mocno z nią nie halo, dach można zamykać tylko w wyjątkowych okolicznościach przyrody (niekoniecznie akurat tych, które do tego zamykania dachu wydawałyby się najbardziej pożądane), toalety przewidziane na 10% wypełnienia całego stadionu a herbata skończyła się już w pierwszej połowie.
Do tego kuriozum bardzo mocno chcieli dopasować się poziomem gry nasi dzielni reprezentanci. I w sumie im się udało. Już w pierwszej akcji, z tylko sobie wiadomych powodów dali spokojnie strzelać Ukraińcom i było już 1:0, potem nie spuszczali z tonu i co strzał to bramka. A że strzałów w pierwszej połowie było zaledwie 3 to i bramki po 45 minutach Ukraina zdobyła tylko 3. Woli walki nie stwierdzono w naszej drużynie narodowej, umiejętności szybkich, krótkich podań również, pomyślunku i pomysłu na sforsowanie obrony rywali również. To wszystko za to miała ekipa przyjezdna i dlatego na koniec na tablicy widniał wynik 3:1.
Reprezentacja od dawna już mnie ni ziębi, ni grzeje a po tym spotkaniu to już bardziej ziębi (jak to jest, że pod zamkniętym dachem na narodowym jest o wiele zimniej niż bez dachu na Ł3?). Niby mamy lepszych grajków (indywidualnie na papierze przynajmniej) niż kiedykolwiek wcześniej a potrafią w tyłek przyjąć w bardziej spektakularny sposób niż w ciągu ostatnich 20 lat? Bo jak inaczej nazwać ten wręcz nieprawdopodobnie debilny początek spotkania (chociaż dalej nie było lepiej)?
Żeby nie rozpisywać się, bo nie ma o czym w krótkich żołnierskich słowach o piątkowych bohaterach:
Boruc. Nie wiadomo, jakby zagrał, gdyby miał przed sobą obrońców. W drugiej połowie coś tam wyjął, ale przy bramkach z pierwszej szans raczej nie miał. Twardy musi być chłop żeby się grą w tej reprezentacji nie załamał.
Boenisch. Drewniaka takiego na żywo chyba nie widziałem nigdy. Bramki rozdawała przeciwnikom jak solenizant drinki gościom a żeby dośrodkować potrzebuje tyle czasu (spojrzeć przed siebie, spojrzeć na piłkę, spojrzeć gdzie chciałby kopnąć, spojrzeć na piłkę, spojrzeć na nogę, dobra można się zbierać do dośrodkowania...), że spokojnie można skoczyć na piwko i nic się nie straci.
Glik. Szczerze, nie widziałem człowieka. Może tylko przy stałych fragmentach wędrował w pole karne rywala. Człowiek, który zatrzymał Anglie. Phi!
Wasyl. Niestety, w takich formie trzymaj się chłopaku jak najdalej od Legii. Żeś charakterny, że szacun z dzielni Ci się należy to fakt, ale brak gry w klubie bije od Ciebie na kilometr.
Piszczek. W obronie raczej on nie gra. W ofensywie niby bramkę strzelił, ale więcej gadał z Błaszczykowskim i innymi asami niż grał. Toż trzeba było do pubu pójść a nie na mecz....
Rybus. Pobiegał sobie. Nic więcej.
Kosa. Pokazał tyłek. Chciał kilka razy pograć jak w Legii. Niestety, z rezultatem bardziej znanym z rundy wiosennej niż jesiennej.
Majewski. Z tylko sobie wiadomych powodów Fornalik trzymał go na boisku tak długo. Kreatywności to raczej w sobie nie ma (nie wiem, może z San Marino chce wszystkich zaskoczyć) i nie wiem co to dalej będzie z tym naszym rozegraniem, bo kandydatów do roli ofensywnego pomocnika nadal brak.
Obraniak. W zasadzie nie grał w ogóle. Podreptał, pomachał łapkami. A jak spierdzielił któreś z kolei zagranie to już mu wszyscy przestali podawać. I słusznie.
Krychowiak. No ten jeszcze jakoś wyglądał. Nie było tragedii. Ale też na tle ogólnej beznadziei nie było to trudne.
Łukasik. Błąd przy drugiej bramie. Bez fajerwerków. Solidnie w sumie mimo wszystko. Jeszcze dużo roboty ale to nadal materiał na dobrego (bardzo dobrego) piłkarza.
Błaszczykowski. Szarpał, kombinował i ambitnie szedł często na 4 nawet rywali. Bez efektu i sensu zupełnie.
Lewy. Dla mnie w reprezentacji 'człowiek porażka'. Bez bramki od niepamiętnych czasów, na siłę wystawiany, mimo że widać kompletny brak zaangażowania, częściej się przewraca niż w ogóle próbuje strzelać. Jeśli kogoś irytuje zachowanie Ljoboi w Legii niech sobie zobaczy co w reprezentacji robi pan Robert...)
Teodorczyk. No wszedł. Uczesany był ładnie. W telewizji wypadł pewnie lepiej niż Kosecki...
No, to teraz tylko dzielnie zremisować z San Marino i duch w narodzie odżyje!
Ostatnie zdanko jeszcze na temat dopingu... 55 000 ludzi, drużyna narodowa a atmosfera... słabiutko. Na Ł3 nawet przy tych marniutkich 20 000 jest głośniej. I to żenujące 'my chcemy gola...' przy wyniku 1:3. Zabrakło na koniec nieśmiertelnego 'nic się nie stało'. A dlaczego nie 'Polska grać, k*rwa mać!'. Dalej głaskać tych bobków po siurkach to dalej będą grać jak słodkie przedszkolaki.
Tyle na dzisiaj. Chociaż i tak za dużo.
wtorek, 19 marca 2013
Trójka do zera!
Było smutno, źle i w ogóle jakoś marnie.
Ze sformułowania "Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce" zdecydowanie wolę to pierwsze. I ciężko było się pogodzić przede wszystkim z tą nijakością z GKS Bełchatów.
Ale nic to. Jeśli Legia w piątek rozpoczęła swój tryumfalny marsz po upragnione Mistrzostwo, to i ta nijakość w końcu pójdzie w zapomnienie.
Górnik Zabrze. Rewelacja ligi. Zespół, który sam tylko wiedział, jak to się stało, że po rundzie jesiennej miał na koncie tak mało porażek. Zespół z czuba tabeli przyjechał na Łazienkowską i miał sprawdzić formę Legii, która delikatnie mówiąc nie błyszczała zanadto ostatnio. Mecz miał być piekielnie trudny, zacięty i w ogóle... wszyscy się obawiali, a tu proszę, gładkie 3:0 i z drużyną z Zabrza i z machającymi z byle powodu chorągiewkami arbitrami. Cieszy, i wynik, i gra przeciw nie tylko Górnikowi, troszkę na skuteczność można jeszcze ponarzekać, ale widać, że powoli, powoli może już tak traumatyczne przezycia jak początek tej rundy nas nie czekają.
Na początku, muszę napisać o niewpuszczeniu kibiców z Zabrza na stadion przy Łazienkowskiej. Nie chciałem się zajmować sprawami pozaboiskowymi ale to niedopuszczalne, żeby 1500 osób jechało przez pół Polski tylko po to, żeby postać w zimnie pod stadionem. Mam nadzieję, że mądrala, który zdecydował, że tak się stało poniesie konsekwencje i następnym razem ktoś ostrożniej pomyśli...
Co do samego meczu to skrócik tutaj:
Cóż więcej można napisać. Takiej Legii chcemy. Pewnie zwyciężającej zespoły z górnej części tabeli. Grającej ofensywnie, na zero z tyłu, z wiarą, do ostatniej minuty. Po takich spotkaniach powoli wróci opinia, że na Legię przyjeżdża się przegrać jak najniżej. Czego wszystkim życzę ;)
Plusów po tym spotkaniu można postawić sporo. Kuciak zagrał bardzo fajnie, bronił, co miał bronić, pewnie i skutecznie. Chociaż wiele, jakiejś poważnej roboty nie miał. Bereszyński kolejny raz pokazał, że na tej obronie może naprawdę być niezłym piłkarzem. W ofensywnie dynamiczny, patrzący co się przed nim dzieje. Może jeszcze nie jakiś tytan obrony, ale sądząc po wypowiedziach zdaje sobie chłopak z tego sprawę i zasuwa na traningach. Jędza jak zwykle twardo. Kolekcjonuje niestety te żółte kartki i dlatego sobie w nastepnym spotkaniu odpocznie. Astiz i Wawrzyniak po swojemu. Czyli tyłka nie urwało, błędów za bardzo tym razem nie było. Solidnie, ale bez prezsady. Pracować trzeba bo lepiej być może, a nawet powinno. Łukasik jak zwykle świetnie. W destrukcji i tym razem również w ofensywie rodzi nam się świetny piłkarz. Nie dziwię się zupełnie, że Fornalik powołał go do kadry i jeśli będzie się nadal rozwijał to niestety pewnie znów pożegnamy perełkę polskiej myśli szkoleniowej i na Łazienkowskiej zobaczymy go co najwyżej w Lidze Europy albo Mistrzów (pod warunkiem, że my się w końcu dobijemy do tego poziomu...). Vrdoljak jakby się przebudził. To jeszcze nie jest ten zawodnik za milion, ale już nie ten łysiejący (hehe!), utrapiony kontuzjami biedaczek. Oby powoli w górę ta forma szła, bo nawet sporo chęci pokazał. Kosa biegał, pracował, co prawda bramki nie strzelił, ale tę pierwszą (do spółki z Łukasikiem) wypracował w sumie. Rado wrócił i pokazał jak potrzebny jest w Legii. Pokazał, że chyba tylko on ma pomysł, że tylko on potrafi podać i że jest takim trochę dyrygentem. Szkoda tylko, że naprawdę jak go nie ma to coś z tą naszą grą kombinacyjną jest nie tak. Brak kończącego podania, czasami brak pomyślunku w ogóle. Bo strzelać bramki jest komu. Saganowski, Ljuboja i Dwaliszwili strzelili po bramce. Temu peirwszemu, i temu ostatniemu podawał właśnie Radovic. Strach pomyśleć gdybyśmy mieli dwóch takich graczy. O napastnikach cóś więcej napisać można. Sagan walczył (jak zwykle), Dwaliszwili wszedł i strzelił (co zacne), Ljuboja machał dużo rękami (jak zwykle) ale bramkę pięknej urody zdobył (co nie tylko zacne, ale i zbawienne bo nikt mu tego machania po meczu na pewno nie będzie wypominał). Troszkę słabiej Furman. Czasem był trochę za późno, czasem chciał trochę za szybko. Generalnie na plus, ale chciałoby się więcej. A o Brzyskim to właściwie zapomniałem już. Czyli nijaki występ niestety.
Teraz przerwa na naszą wesołą bandę narodową. Zobaczymy co tam nam 'miszczowie' zaprezentują. Spokojniejszy jestem o mecz z San Marino, bo Ukraina jawi mi się jako zespół o wiele silniejszy i ambitniejszy (chociaż w kwestii reprezentacji chciałbym baaaaardzo się mylić). A potem wracamy na krajowe podwórka. Oby w aurze bardziej sprzyjającej, oby w atmosferze o wiele przyjemniejszej i oby w końcówce (no dobra, przesadziłem, do końca jeszcze daleko) sezonu, w którym wreszcie i berło i korona będą w miejscu, który przyniesie troche wstydu wszystkim zeszłorocznym śpiewakom, piosenkarzom i innym trubadurom, czy jak im tam...
(L)
Ze sformułowania "Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce" zdecydowanie wolę to pierwsze. I ciężko było się pogodzić przede wszystkim z tą nijakością z GKS Bełchatów.
Ale nic to. Jeśli Legia w piątek rozpoczęła swój tryumfalny marsz po upragnione Mistrzostwo, to i ta nijakość w końcu pójdzie w zapomnienie.
Górnik Zabrze. Rewelacja ligi. Zespół, który sam tylko wiedział, jak to się stało, że po rundzie jesiennej miał na koncie tak mało porażek. Zespół z czuba tabeli przyjechał na Łazienkowską i miał sprawdzić formę Legii, która delikatnie mówiąc nie błyszczała zanadto ostatnio. Mecz miał być piekielnie trudny, zacięty i w ogóle... wszyscy się obawiali, a tu proszę, gładkie 3:0 i z drużyną z Zabrza i z machającymi z byle powodu chorągiewkami arbitrami. Cieszy, i wynik, i gra przeciw nie tylko Górnikowi, troszkę na skuteczność można jeszcze ponarzekać, ale widać, że powoli, powoli może już tak traumatyczne przezycia jak początek tej rundy nas nie czekają.
Na początku, muszę napisać o niewpuszczeniu kibiców z Zabrza na stadion przy Łazienkowskiej. Nie chciałem się zajmować sprawami pozaboiskowymi ale to niedopuszczalne, żeby 1500 osób jechało przez pół Polski tylko po to, żeby postać w zimnie pod stadionem. Mam nadzieję, że mądrala, który zdecydował, że tak się stało poniesie konsekwencje i następnym razem ktoś ostrożniej pomyśli...
Co do samego meczu to skrócik tutaj:
Cóż więcej można napisać. Takiej Legii chcemy. Pewnie zwyciężającej zespoły z górnej części tabeli. Grającej ofensywnie, na zero z tyłu, z wiarą, do ostatniej minuty. Po takich spotkaniach powoli wróci opinia, że na Legię przyjeżdża się przegrać jak najniżej. Czego wszystkim życzę ;)
Plusów po tym spotkaniu można postawić sporo. Kuciak zagrał bardzo fajnie, bronił, co miał bronić, pewnie i skutecznie. Chociaż wiele, jakiejś poważnej roboty nie miał. Bereszyński kolejny raz pokazał, że na tej obronie może naprawdę być niezłym piłkarzem. W ofensywnie dynamiczny, patrzący co się przed nim dzieje. Może jeszcze nie jakiś tytan obrony, ale sądząc po wypowiedziach zdaje sobie chłopak z tego sprawę i zasuwa na traningach. Jędza jak zwykle twardo. Kolekcjonuje niestety te żółte kartki i dlatego sobie w nastepnym spotkaniu odpocznie. Astiz i Wawrzyniak po swojemu. Czyli tyłka nie urwało, błędów za bardzo tym razem nie było. Solidnie, ale bez prezsady. Pracować trzeba bo lepiej być może, a nawet powinno. Łukasik jak zwykle świetnie. W destrukcji i tym razem również w ofensywie rodzi nam się świetny piłkarz. Nie dziwię się zupełnie, że Fornalik powołał go do kadry i jeśli będzie się nadal rozwijał to niestety pewnie znów pożegnamy perełkę polskiej myśli szkoleniowej i na Łazienkowskiej zobaczymy go co najwyżej w Lidze Europy albo Mistrzów (pod warunkiem, że my się w końcu dobijemy do tego poziomu...). Vrdoljak jakby się przebudził. To jeszcze nie jest ten zawodnik za milion, ale już nie ten łysiejący (hehe!), utrapiony kontuzjami biedaczek. Oby powoli w górę ta forma szła, bo nawet sporo chęci pokazał. Kosa biegał, pracował, co prawda bramki nie strzelił, ale tę pierwszą (do spółki z Łukasikiem) wypracował w sumie. Rado wrócił i pokazał jak potrzebny jest w Legii. Pokazał, że chyba tylko on ma pomysł, że tylko on potrafi podać i że jest takim trochę dyrygentem. Szkoda tylko, że naprawdę jak go nie ma to coś z tą naszą grą kombinacyjną jest nie tak. Brak kończącego podania, czasami brak pomyślunku w ogóle. Bo strzelać bramki jest komu. Saganowski, Ljuboja i Dwaliszwili strzelili po bramce. Temu peirwszemu, i temu ostatniemu podawał właśnie Radovic. Strach pomyśleć gdybyśmy mieli dwóch takich graczy. O napastnikach cóś więcej napisać można. Sagan walczył (jak zwykle), Dwaliszwili wszedł i strzelił (co zacne), Ljuboja machał dużo rękami (jak zwykle) ale bramkę pięknej urody zdobył (co nie tylko zacne, ale i zbawienne bo nikt mu tego machania po meczu na pewno nie będzie wypominał). Troszkę słabiej Furman. Czasem był trochę za późno, czasem chciał trochę za szybko. Generalnie na plus, ale chciałoby się więcej. A o Brzyskim to właściwie zapomniałem już. Czyli nijaki występ niestety.
Teraz przerwa na naszą wesołą bandę narodową. Zobaczymy co tam nam 'miszczowie' zaprezentują. Spokojniejszy jestem o mecz z San Marino, bo Ukraina jawi mi się jako zespół o wiele silniejszy i ambitniejszy (chociaż w kwestii reprezentacji chciałbym baaaaardzo się mylić). A potem wracamy na krajowe podwórka. Oby w aurze bardziej sprzyjającej, oby w atmosferze o wiele przyjemniejszej i oby w końcówce (no dobra, przesadziłem, do końca jeszcze daleko) sezonu, w którym wreszcie i berło i korona będą w miejscu, który przyniesie troche wstydu wszystkim zeszłorocznym śpiewakom, piosenkarzom i innym trubadurom, czy jak im tam...
(L)
piątek, 15 marca 2013
...ech
Ciężkie chwile za nami.
Kibicami Legii Warszawa.
Niemoc z Bełchatowem sprawiła, że aż nie chciało mi się nic pisać. Przez czas długi się nie chciało nic. Bo z drużyną z samego dołu tabeli, na własny stadione, przy dopingu, po tych 'galaktycznych' transferach wymęczyć 0:0...
...ech nie ma co.
Jedynym plusem tego wyniku był fakt, że Bełchatów odrobiło 1 punkt do Wisły...
Dla tych co się katować lubią skrócik tego 'widowiska'...
Potem nadszedł czas na powrót na właściwe tory, czyli przekonujące zwycięstwa. Legia miała 'odpalić' w Bielsku Białej. Wiadomo, że teren ciężki, wiadomo, że pewnie Podbeskidzie będzie wiosenną rewelacją i może jakimś cudem się utrzyma ale mimo wszystko Legia musi wygrywać i takie mecze. Na szczęście wygrała ale to dalej nie był ten poziom, nie był przekonujący wynik i przede wszystkim nie była to ta 'widowiskowa' gra, która miała sprawiać drżenie wszystkich członków zawodników grających przeciw naszej drużynie.
Na szczęście był Kuciak, na szczęście był Łukasik (świetny mecz i widać, że młodzian coraz śmielej sobie poczyna), na szczęście był Radović (bez którego widać, że na boisku nic nie widać, czyli nie ma komu podawać do tych naszych fantastycznych napastników) i był Wawrzyniak, który zdobył zwycięską bramkę.
Skrócik proszę, chociaż w tej mgle wiele widać nie było, co może lepiej ;)
Kibicami Legii Warszawa.
Niemoc z Bełchatowem sprawiła, że aż nie chciało mi się nic pisać. Przez czas długi się nie chciało nic. Bo z drużyną z samego dołu tabeli, na własny stadione, przy dopingu, po tych 'galaktycznych' transferach wymęczyć 0:0...
...ech nie ma co.
Jedynym plusem tego wyniku był fakt, że Bełchatów odrobiło 1 punkt do Wisły...
Dla tych co się katować lubią skrócik tego 'widowiska'...
Potem nadszedł czas na powrót na właściwe tory, czyli przekonujące zwycięstwa. Legia miała 'odpalić' w Bielsku Białej. Wiadomo, że teren ciężki, wiadomo, że pewnie Podbeskidzie będzie wiosenną rewelacją i może jakimś cudem się utrzyma ale mimo wszystko Legia musi wygrywać i takie mecze. Na szczęście wygrała ale to dalej nie był ten poziom, nie był przekonujący wynik i przede wszystkim nie była to ta 'widowiskowa' gra, która miała sprawiać drżenie wszystkich członków zawodników grających przeciw naszej drużynie.
Na szczęście był Kuciak, na szczęście był Łukasik (świetny mecz i widać, że młodzian coraz śmielej sobie poczyna), na szczęście był Radović (bez którego widać, że na boisku nic nie widać, czyli nie ma komu podawać do tych naszych fantastycznych napastników) i był Wawrzyniak, który zdobył zwycięską bramkę.
Skrócik proszę, chociaż w tej mgle wiele widać nie było, co może lepiej ;)
Dzisiaj czeka Legię arcytrudny (wydaje się przynajmniej) pojedynek z Górnikiem. Oby nasze asy pokazały, że po to upragnione Mistrzostwo naprawdę zmierzają a nie człapią i to tak bez chęci właściwie. Miejmy nadzieję, że Legia wreszcie 'odpali' i to nasze FC Hollywood (w ogóle kto coś takiego mógł wymyślić w odniesieniu do zespołu z extraklasy...) zacznie seryjnie niszczyć rywali. Żeby w końcu druzyny przyjezdne przegyrwały mecze już przy tabliczce 'Warszawa Wita!"
Walczyć, trenować (L)egia musi panować!
czwartek, 28 lutego 2013
Mówisz Olimpia... myślisz Elbląg?
Tak właśnie we wtorek chyba myśleli piłkarze Legii. Wychodząc na pierwszą połowę ćwierćfinałowego meczu o Puchar Polski myśleli, że ekipa zaprzyjaźnionego kibicowsko klubu strzelą sobie sami bramkę (lub bramki...). Niestety okazało się, że to nie ta Olimpia, a w dodatku jej piłkarze nie potrafią strzelić sobie bramki. Potrafią za to strzelić bramkę nam, co szczerze mówiąc przy Łazienkowskiej jest powodem do wielkiego wstydu.
Co by nie mówić to Legia wyrobiła sobie własny styl. Dać sobie strzelić bramkę (lub bramki) jak z Podbeskidziem lub Piastem i dopiero potem brać się do roboty. Szkoda, bo po tych końcówkach widać, że moglibyśmy rozjeżdżać rywali po 8:0 a tak to mamy nerwówki i generalnie powody do narzekania.
Koniec, końców wynik całkiem przyzwoity. 4:1 chyba przesądza kwestie awansu ale szkoda tej straconej bramki i powiedzmy głośno, że Legia MUSI wysoko zwyciężać z drużynami z niższych klas rozgrywek ligowych.
Tak to z grubsza wyglądało.
Okazało się, że bez Ljuboi też można. Saganowski z Dwaliszwilim w drugiej połowie pokazali, że widzą się na boisku i ich współpraca nabrała rumieńców. Jak i obrońcy z Grudziądza, w których wchodzili jak ciepły nożyk w masełko zostawione na słońcu. Gruzin w ogóle pokazał się bardzo dobrej strony. Silny, ambitny, może bez mega techniki, ale wydaje się, że na naszą ligę spokojnie wystarczy. Trochę taki siermiężny to piłkarz ale ważne, że skuteczny i wydaje mi się, że długo będziemy mieć z niego pociechę. Sagan, natomiast pokazuje ten słynny już głód bramek i wielki spokój. Aż szkoda, że latka lecą i powoli trzeba będzie się przyzwyczajać, że w końcu kiedyś będzie musiał zawiesić buty na kołku.
W środku pola swoją niekonwencjonalną grą próbował zachwycić nas Janusz Gol. Niestety, po pierwsze wyglądał na mocno zaspanego, po drugie był mocno zdezorientowany, że musiał grać w ogóle tego dnia, a po trzecie z piłkarza, który 'zdobył Moskwę' i zdemolował Śląsk wiele chyba już nie zostało. Często niewidoczny, kiedy już gdzieś się pojawiał to tylko po to, żeby stracić (często w dość zabawny sposób), wybić piłką w trybuny (oj, tutaj to miał chłopak rozmach). Generalnie zagubiony i aż czasami szkoda było patrzeć... Za to zmieniający go Łukasik pokazał, że być może czas właśnie Gola i również Vrdoljaka na Łazienkowskiej może właśnie dobiegać końca. Bez kompleksów, bez cackania się z przeciwnikiem walczył, biegał, odbierał piłkę, podawał i strat miał mało. Nie drażnił kibiców ;) i chyba wyrasta nam prawdziwa gwiazda. Również dobrze zaprezentował się Dominik Furman. To kolejny znak, że 'idzie młode' ponieważ nasz wychowane też coraz śmielej sobie poczyna na boisku. W ofensywie jeszcze są braki (trochę za dużo nieudanych dryblingów i mocno rozregulowany celownik), ale wydaje się, że Dominik wie nad czym pracować i przede wszystkim wie, że pracować jeszcze musi. A za odwagę i podejmowanie czasem ryzykownych decyzji pochwała też mu się należy, bo nie myli się w końcu ten, co nic nie robi. Rado szarpał w swoim stylu. Kombinował, pchał grę do przodu i szkoda tylko, że zatracił tę swoją zdolność do strzelania bramek sprzed kilku rund. Kosa, który pojawił się na boisku pod koniec spotkania pobiegał trochę, podryblował i fajnie się pokazał, ale bez większych zachwytów. Ot, po prostu przyzwyczaił już chyba kibiców do takiej gry. Czas wejść level wyżej. Bardzo dobrze też pokazał się nasz nowy nabytek Brzyski. W pomocy dynamicznie do przodu, bez jakichś zbędnych fajerwerków. W obronie bez większych błędów. Solidnie przede wszystkim. I co bardzo ważne chłopak, który potrafi dośrodkować! Tak, taka nowa umiejętność w naszym zespole. Bo Wawrzyniak to chyba wejść woli w pole karne, Kosecki wbiec, Ljuboja posłać zawiesinkę taką, że wszyscy usną zanim spadnie a właśnie Brzyski wbiegnie, popatrzy do dośrodkuje dokładnie tam gdzie trzeba. Choćby z rożnego wprost na głowę Jędzy. Który, nota bene na skrzydle niespecjalnie mi się podoba. Bo właśnie dośrodkować nie potrafi, ofensywnie też jakoś niespecjalnie mi się widzi, a potem jak wraca to faule zbiera. Na środek go! Bo głową grać potrafi, bo przepchnąć go ciężko no i w porównaniu do naszych pozostałych soperów jest dynamiczny. Bo Żewłak to już tylko doświadczeniem gra (akurat w drugiej połowie na Olimipie wystarczyło), Astiz też nie jest już tak równy i niezadowny jak niegdyś (może forma przyjdzie, ale póki co gra bardzo nierówno) a Jodłowiec zwalił wszystko na kontuzje.
Na koniec nasz akrobata Wojtek Skaba. Za dużo to się nie napracował. Co miał wpuścić, wpuścił. Szczerze mówiąc już zapomniałem o tym dreszczyku emocji, który towarzyszył jego interwencjom zanim przyszedł Kuciak. Może przy straconej bramce mógł się zachować lepiej. W sumie idzie ona raczej na konto obronców (pozdrowienia dla Jodłowca!). Ale wolę jak Wojtek ogląda mecze z ławki. Jest jakoś spokojniej.
W sobotę na Łazienkowskiej podejmujemy inną potęgę. Czas pokazać, że domeną Legii nie są tylko końcówki, w których najpierw odrabiamy straty a potem wychodzimy na prowadzenie. Czas stłamsić rywala od samego początku. Niech błagają sędziego o końcowy gwizdek. Tym bardziej przy takim dopingu:
Tak więc: Walczyć, trenować! Legia musi panować!
(L)
Co by nie mówić to Legia wyrobiła sobie własny styl. Dać sobie strzelić bramkę (lub bramki) jak z Podbeskidziem lub Piastem i dopiero potem brać się do roboty. Szkoda, bo po tych końcówkach widać, że moglibyśmy rozjeżdżać rywali po 8:0 a tak to mamy nerwówki i generalnie powody do narzekania.
Koniec, końców wynik całkiem przyzwoity. 4:1 chyba przesądza kwestie awansu ale szkoda tej straconej bramki i powiedzmy głośno, że Legia MUSI wysoko zwyciężać z drużynami z niższych klas rozgrywek ligowych.
Tak to z grubsza wyglądało.
Okazało się, że bez Ljuboi też można. Saganowski z Dwaliszwilim w drugiej połowie pokazali, że widzą się na boisku i ich współpraca nabrała rumieńców. Jak i obrońcy z Grudziądza, w których wchodzili jak ciepły nożyk w masełko zostawione na słońcu. Gruzin w ogóle pokazał się bardzo dobrej strony. Silny, ambitny, może bez mega techniki, ale wydaje się, że na naszą ligę spokojnie wystarczy. Trochę taki siermiężny to piłkarz ale ważne, że skuteczny i wydaje mi się, że długo będziemy mieć z niego pociechę. Sagan, natomiast pokazuje ten słynny już głód bramek i wielki spokój. Aż szkoda, że latka lecą i powoli trzeba będzie się przyzwyczajać, że w końcu kiedyś będzie musiał zawiesić buty na kołku.
W środku pola swoją niekonwencjonalną grą próbował zachwycić nas Janusz Gol. Niestety, po pierwsze wyglądał na mocno zaspanego, po drugie był mocno zdezorientowany, że musiał grać w ogóle tego dnia, a po trzecie z piłkarza, który 'zdobył Moskwę' i zdemolował Śląsk wiele chyba już nie zostało. Często niewidoczny, kiedy już gdzieś się pojawiał to tylko po to, żeby stracić (często w dość zabawny sposób), wybić piłką w trybuny (oj, tutaj to miał chłopak rozmach). Generalnie zagubiony i aż czasami szkoda było patrzeć... Za to zmieniający go Łukasik pokazał, że być może czas właśnie Gola i również Vrdoljaka na Łazienkowskiej może właśnie dobiegać końca. Bez kompleksów, bez cackania się z przeciwnikiem walczył, biegał, odbierał piłkę, podawał i strat miał mało. Nie drażnił kibiców ;) i chyba wyrasta nam prawdziwa gwiazda. Również dobrze zaprezentował się Dominik Furman. To kolejny znak, że 'idzie młode' ponieważ nasz wychowane też coraz śmielej sobie poczyna na boisku. W ofensywie jeszcze są braki (trochę za dużo nieudanych dryblingów i mocno rozregulowany celownik), ale wydaje się, że Dominik wie nad czym pracować i przede wszystkim wie, że pracować jeszcze musi. A za odwagę i podejmowanie czasem ryzykownych decyzji pochwała też mu się należy, bo nie myli się w końcu ten, co nic nie robi. Rado szarpał w swoim stylu. Kombinował, pchał grę do przodu i szkoda tylko, że zatracił tę swoją zdolność do strzelania bramek sprzed kilku rund. Kosa, który pojawił się na boisku pod koniec spotkania pobiegał trochę, podryblował i fajnie się pokazał, ale bez większych zachwytów. Ot, po prostu przyzwyczaił już chyba kibiców do takiej gry. Czas wejść level wyżej. Bardzo dobrze też pokazał się nasz nowy nabytek Brzyski. W pomocy dynamicznie do przodu, bez jakichś zbędnych fajerwerków. W obronie bez większych błędów. Solidnie przede wszystkim. I co bardzo ważne chłopak, który potrafi dośrodkować! Tak, taka nowa umiejętność w naszym zespole. Bo Wawrzyniak to chyba wejść woli w pole karne, Kosecki wbiec, Ljuboja posłać zawiesinkę taką, że wszyscy usną zanim spadnie a właśnie Brzyski wbiegnie, popatrzy do dośrodkuje dokładnie tam gdzie trzeba. Choćby z rożnego wprost na głowę Jędzy. Który, nota bene na skrzydle niespecjalnie mi się podoba. Bo właśnie dośrodkować nie potrafi, ofensywnie też jakoś niespecjalnie mi się widzi, a potem jak wraca to faule zbiera. Na środek go! Bo głową grać potrafi, bo przepchnąć go ciężko no i w porównaniu do naszych pozostałych soperów jest dynamiczny. Bo Żewłak to już tylko doświadczeniem gra (akurat w drugiej połowie na Olimipie wystarczyło), Astiz też nie jest już tak równy i niezadowny jak niegdyś (może forma przyjdzie, ale póki co gra bardzo nierówno) a Jodłowiec zwalił wszystko na kontuzje.
Na koniec nasz akrobata Wojtek Skaba. Za dużo to się nie napracował. Co miał wpuścić, wpuścił. Szczerze mówiąc już zapomniałem o tym dreszczyku emocji, który towarzyszył jego interwencjom zanim przyszedł Kuciak. Może przy straconej bramce mógł się zachować lepiej. W sumie idzie ona raczej na konto obronców (pozdrowienia dla Jodłowca!). Ale wolę jak Wojtek ogląda mecze z ławki. Jest jakoś spokojniej.
W sobotę na Łazienkowskiej podejmujemy inną potęgę. Czas pokazać, że domeną Legii nie są tylko końcówki, w których najpierw odrabiamy straty a potem wychodzimy na prowadzenie. Czas stłamsić rywala od samego początku. Niech błagają sędziego o końcowy gwizdek. Tym bardziej przy takim dopingu:
(L)
poniedziałek, 25 lutego 2013
...i balonik zrobił BUM!
Emocje trochę opadły. Tyłek przestał boleć. Jutro Olimpia sprawdzi czy Legia nadaje się nadal na Mistrza. Bo jak nie powiedziemy wysoko graczy z Grudziądza to będzie prawdziwy wstyd.
W sobotę zaś inauguracja piłkarskiej wiosny Legionistom mocno nie wyszła. Na Łazienkowskiej głównie Ljuboja powiózł zespół z Kielc aż 4:0 i był to piękny początek nowego sezonu. W weekend zaś ani ten sam Ljuboja, ani żaden z innych naszych piłkarzy nie był w stanie przesądzić o zwycięstwie Legii.
Nie ma co zwalać na murawę, bo była taka sama dla obydwu drużyn. Nie ma co zwalać na początek sezonu, bo i Korona drała swój pierwszy mecz. Nie ma w zasadzie żadnego usprawiedliwienia na to, że straciliśmy aż 3 bramki i nie potrwafiliśmy strzelić przynajmniej jednej więcej.
Przyznaję, że na meczu osobiście nie byłem, ale kilka wniosków nasuwa się po tej porażce.
Dlaczego Urban rozpoczął mecz bez napastnika?
Do pełni sił powrócił Sagan. Ponoć taki głodny piłki, głodny strzelania goli a murawy nie powąchał. Doszedł Dwaliszwili. Miał pykać bramkę za bramką a dostał ledwie kilka minut w momencie, w którym remis był marzeniem.
Zamiast naszych asów mecz w wyjściowej jedenastce rozpoczął Bereszyński.
Generalnie, wiadomo, to trener wie, kto jest w optymalnej formie i to trener ma pomysł na zespół w każdym meczu. Ten sam trener, któremu udało się w swoim ligowym debiucie w Legii (ok, ten debiut ponowny i naciągany) ten sam zespół z Kielc rozjechać w pięknym stylu chyba jednak teraz popełnił błąd. Chciał zagrać jak jesienią. Z Ljuboją na szpicy. A tutaj okazało się znowu, że wracający Serb nie ma komu dograć piłki i chcąc nie chcąc staje się trochę takim hamulcowym w akcjach ofensywnych.
Na drwali z Kielc brakowało przede wszystkim napastnika, który umie się przepchnąć, powystawiać łokcie i pograć trochę pod presją. Przy okazji robiąc miejsce Ljuboi albo Koseckiemu. A i Dwaliszwili (mogący ponoć grać również na skrzydle), i Sagan to nie ułomki, którzy przywykli do takiej fizycznej gry...
Tego zabrakło najbardziej...
Dlaczego Salinas?
Salinas jest na pewno zawodnikiem z dużym potencjałem, dobrą techniką i szybkością. Ma przebłyski ale też potrafi się spalić (chyba trochę nad psychiką warto by było popracować). Ale przede wszystkim jest to niestety chucherko i na mocno fizycznie grających zawodników Korony, na kartoflisku szkoda było biedaczka. Bo praktycznie nie miał prawa nic tam ugrać. Technikę i szybkość zabrałą murawa a resztę strach przed pogruchotaniem kości. Z tego samego powodu niewiele zdziałać mógł Kosecki. Choć chłopak waleczny, choć walnął całkiem niebrzydką bramkę, to jednak jakoś wyjątkowo widoczny nie był.
Generalnie chyba Janek nie dostosował się trochę do rywala. Myślał, że z kombinacyjnie grającymi Ljubo, Radovicem, i szybkimi Salinasem i Koseckim coś zdziała. A tu trzeba było walczaków, chłopków silnych jak drzewa a nie szybkich i błyskotliwych chudzielców.
Co z tą obroną?
Żewłak zawalił niestety. Z całą sympatią dla niego to już nie ten poziom, co chociażby w zeszłym sezonie. Chyba czas kończyć. Astiz (bramę walnął) też często spóźniony i już nie taki pewny. Wawrzyniak, mimo że twardziel też bez błysku, a Jędza nadal nie potrafi dośrodkować.
Bardzo źle to wszystko wyglądało, bo jak wytłumaczyć, że tracimy 3 bramki, wszystkie po stałych fragmentach gry, w dodatku z zespołem, który przez całą rundę strzelił tylko 12 goli...
Chyba czas najwyższy pokombinować w tej formacji. Dać szansę Jodłowcowi, Vrdoljakowi (moim zdaniem jako stoper wygląda całkiem nieźle) i spróbować Brzyskiego zamiast Wawrzyniaka (niech chłopaki gryzą trawę o miejsce w wyjściowym składzie). Zobaczymy jak ta (póki co wymuszona kartkami) wymiana (Wawrzyn/Brzyski) będzie wyglądała w następnym meczu.
Mam nadzieję, że to tylko wpadka i dobrze, że teraz niż w późniejszej fazie sezonu jak już będzie pełniej w gaciach i bliżej do ostatecznych rozstrzygnięć. Może dobrze, że ten napompowany balonik pękł teraz i wszyscy zrozumieli, że przed Legią nikt klękał nie będzie i wezmą się do roboty.
Ekipa jest. Jakiś pomysł przynajmniej był (mam nadzieję, że nadal jest). Możliwości więc są. Do roboty więc!
Walczyć, trenować, Legia musi panować!
(L)
W sobotę zaś inauguracja piłkarskiej wiosny Legionistom mocno nie wyszła. Na Łazienkowskiej głównie Ljuboja powiózł zespół z Kielc aż 4:0 i był to piękny początek nowego sezonu. W weekend zaś ani ten sam Ljuboja, ani żaden z innych naszych piłkarzy nie był w stanie przesądzić o zwycięstwie Legii.
Nie ma co zwalać na murawę, bo była taka sama dla obydwu drużyn. Nie ma co zwalać na początek sezonu, bo i Korona drała swój pierwszy mecz. Nie ma w zasadzie żadnego usprawiedliwienia na to, że straciliśmy aż 3 bramki i nie potrwafiliśmy strzelić przynajmniej jednej więcej.
Przyznaję, że na meczu osobiście nie byłem, ale kilka wniosków nasuwa się po tej porażce.
Dlaczego Urban rozpoczął mecz bez napastnika?
Do pełni sił powrócił Sagan. Ponoć taki głodny piłki, głodny strzelania goli a murawy nie powąchał. Doszedł Dwaliszwili. Miał pykać bramkę za bramką a dostał ledwie kilka minut w momencie, w którym remis był marzeniem.
Zamiast naszych asów mecz w wyjściowej jedenastce rozpoczął Bereszyński.
Generalnie, wiadomo, to trener wie, kto jest w optymalnej formie i to trener ma pomysł na zespół w każdym meczu. Ten sam trener, któremu udało się w swoim ligowym debiucie w Legii (ok, ten debiut ponowny i naciągany) ten sam zespół z Kielc rozjechać w pięknym stylu chyba jednak teraz popełnił błąd. Chciał zagrać jak jesienią. Z Ljuboją na szpicy. A tutaj okazało się znowu, że wracający Serb nie ma komu dograć piłki i chcąc nie chcąc staje się trochę takim hamulcowym w akcjach ofensywnych.
Na drwali z Kielc brakowało przede wszystkim napastnika, który umie się przepchnąć, powystawiać łokcie i pograć trochę pod presją. Przy okazji robiąc miejsce Ljuboi albo Koseckiemu. A i Dwaliszwili (mogący ponoć grać również na skrzydle), i Sagan to nie ułomki, którzy przywykli do takiej fizycznej gry...
Tego zabrakło najbardziej...
Dlaczego Salinas?
Salinas jest na pewno zawodnikiem z dużym potencjałem, dobrą techniką i szybkością. Ma przebłyski ale też potrafi się spalić (chyba trochę nad psychiką warto by było popracować). Ale przede wszystkim jest to niestety chucherko i na mocno fizycznie grających zawodników Korony, na kartoflisku szkoda było biedaczka. Bo praktycznie nie miał prawa nic tam ugrać. Technikę i szybkość zabrałą murawa a resztę strach przed pogruchotaniem kości. Z tego samego powodu niewiele zdziałać mógł Kosecki. Choć chłopak waleczny, choć walnął całkiem niebrzydką bramkę, to jednak jakoś wyjątkowo widoczny nie był.
Generalnie chyba Janek nie dostosował się trochę do rywala. Myślał, że z kombinacyjnie grającymi Ljubo, Radovicem, i szybkimi Salinasem i Koseckim coś zdziała. A tu trzeba było walczaków, chłopków silnych jak drzewa a nie szybkich i błyskotliwych chudzielców.
Co z tą obroną?
Żewłak zawalił niestety. Z całą sympatią dla niego to już nie ten poziom, co chociażby w zeszłym sezonie. Chyba czas kończyć. Astiz (bramę walnął) też często spóźniony i już nie taki pewny. Wawrzyniak, mimo że twardziel też bez błysku, a Jędza nadal nie potrafi dośrodkować.
Bardzo źle to wszystko wyglądało, bo jak wytłumaczyć, że tracimy 3 bramki, wszystkie po stałych fragmentach gry, w dodatku z zespołem, który przez całą rundę strzelił tylko 12 goli...
Chyba czas najwyższy pokombinować w tej formacji. Dać szansę Jodłowcowi, Vrdoljakowi (moim zdaniem jako stoper wygląda całkiem nieźle) i spróbować Brzyskiego zamiast Wawrzyniaka (niech chłopaki gryzą trawę o miejsce w wyjściowym składzie). Zobaczymy jak ta (póki co wymuszona kartkami) wymiana (Wawrzyn/Brzyski) będzie wyglądała w następnym meczu.
Mam nadzieję, że to tylko wpadka i dobrze, że teraz niż w późniejszej fazie sezonu jak już będzie pełniej w gaciach i bliżej do ostatecznych rozstrzygnięć. Może dobrze, że ten napompowany balonik pękł teraz i wszyscy zrozumieli, że przed Legią nikt klękał nie będzie i wezmą się do roboty.
Ekipa jest. Jakiś pomysł przynajmniej był (mam nadzieję, że nadal jest). Możliwości więc są. Do roboty więc!
Walczyć, trenować, Legia musi panować!
(L)
Subskrybuj:
Posty (Atom)