wtorek, 19 marca 2013

Trójka do zera!

Było smutno, źle i w ogóle jakoś marnie.

Ze sformułowania "Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce" zdecydowanie wolę to pierwsze. I ciężko było się pogodzić przede wszystkim z tą nijakością z GKS Bełchatów.

Ale nic to. Jeśli Legia w piątek rozpoczęła swój tryumfalny marsz po upragnione Mistrzostwo, to i ta nijakość w końcu pójdzie w zapomnienie.

Górnik Zabrze. Rewelacja ligi. Zespół, który sam tylko wiedział, jak to się stało, że po rundzie jesiennej miał na koncie tak mało porażek. Zespół z czuba tabeli przyjechał na Łazienkowską i miał sprawdzić formę Legii, która delikatnie mówiąc nie błyszczała zanadto ostatnio. Mecz miał być piekielnie trudny, zacięty i w ogóle... wszyscy się obawiali, a tu proszę, gładkie 3:0 i z drużyną z Zabrza i z machającymi z byle powodu chorągiewkami arbitrami. Cieszy, i wynik, i gra przeciw nie tylko Górnikowi, troszkę na skuteczność można jeszcze ponarzekać, ale widać, że powoli, powoli może już tak traumatyczne przezycia jak początek tej rundy nas nie czekają.

Na początku, muszę napisać o niewpuszczeniu kibiców z Zabrza na stadion przy Łazienkowskiej. Nie chciałem się zajmować sprawami pozaboiskowymi ale to niedopuszczalne, żeby 1500 osób jechało przez pół Polski tylko po to, żeby postać w zimnie pod stadionem. Mam nadzieję, że mądrala, który zdecydował, że tak się stało poniesie konsekwencje i następnym razem ktoś ostrożniej pomyśli...

Co do samego meczu to skrócik tutaj:




Cóż więcej można napisać. Takiej Legii chcemy. Pewnie zwyciężającej zespoły z górnej części tabeli. Grającej ofensywnie, na zero z tyłu, z wiarą, do ostatniej minuty. Po takich spotkaniach powoli wróci opinia, że na Legię przyjeżdża się przegrać jak najniżej. Czego wszystkim życzę ;)

Plusów po tym spotkaniu można postawić sporo. Kuciak zagrał bardzo fajnie, bronił, co miał bronić, pewnie i skutecznie. Chociaż wiele, jakiejś poważnej roboty nie miał. Bereszyński kolejny raz pokazał, że na tej obronie może naprawdę być niezłym piłkarzem. W ofensywnie dynamiczny, patrzący co się przed nim dzieje. Może jeszcze nie jakiś tytan obrony, ale sądząc po wypowiedziach zdaje sobie chłopak z tego sprawę i zasuwa na traningach. Jędza jak zwykle twardo. Kolekcjonuje niestety te żółte kartki i dlatego sobie w nastepnym spotkaniu odpocznie. Astiz i Wawrzyniak po swojemu. Czyli tyłka nie urwało, błędów za bardzo tym razem nie było. Solidnie, ale bez prezsady. Pracować trzeba bo lepiej być może, a nawet powinno. Łukasik jak zwykle świetnie. W destrukcji i tym razem również w ofensywie rodzi nam się świetny piłkarz. Nie dziwię się zupełnie, że Fornalik powołał go do kadry i jeśli będzie się nadal rozwijał to niestety pewnie znów pożegnamy perełkę polskiej myśli szkoleniowej i na Łazienkowskiej zobaczymy go co najwyżej w Lidze Europy albo Mistrzów (pod warunkiem, że my się w końcu dobijemy do tego poziomu...). Vrdoljak jakby się przebudził. To jeszcze nie jest ten zawodnik za milion, ale już nie ten łysiejący (hehe!), utrapiony kontuzjami biedaczek. Oby powoli w górę ta forma szła, bo nawet sporo chęci pokazał. Kosa biegał, pracował, co prawda bramki nie strzelił, ale tę pierwszą (do spółki z Łukasikiem) wypracował w sumie. Rado wrócił i pokazał jak potrzebny jest w Legii. Pokazał, że chyba tylko on ma pomysł, że tylko on potrafi podać i że jest takim trochę dyrygentem. Szkoda tylko, że naprawdę jak go nie ma to coś z tą naszą grą kombinacyjną jest nie tak. Brak kończącego podania, czasami brak pomyślunku w ogóle. Bo strzelać bramki jest komu. Saganowski, Ljuboja i Dwaliszwili strzelili po bramce. Temu peirwszemu, i temu ostatniemu podawał właśnie Radovic. Strach pomyśleć gdybyśmy mieli dwóch takich graczy. O napastnikach cóś więcej napisać można. Sagan walczył (jak zwykle), Dwaliszwili wszedł i strzelił (co zacne), Ljuboja machał dużo rękami (jak zwykle) ale bramkę pięknej urody zdobył (co nie tylko zacne, ale i zbawienne bo nikt mu tego machania po meczu na pewno nie będzie wypominał). Troszkę słabiej Furman. Czasem był trochę za późno, czasem chciał trochę za szybko. Generalnie na plus, ale chciałoby się więcej. A o Brzyskim to właściwie zapomniałem już. Czyli nijaki występ niestety.

Teraz przerwa na naszą wesołą bandę narodową. Zobaczymy co tam nam 'miszczowie' zaprezentują. Spokojniejszy jestem o mecz z San Marino, bo Ukraina jawi mi się jako zespół o wiele silniejszy i ambitniejszy (chociaż w kwestii reprezentacji chciałbym baaaaardzo się mylić). A potem wracamy na krajowe podwórka. Oby w aurze bardziej sprzyjającej, oby w atmosferze o wiele przyjemniejszej i oby w końcówce (no dobra, przesadziłem, do końca jeszcze daleko) sezonu, w którym wreszcie i berło i korona będą w miejscu, który przyniesie troche wstydu wszystkim zeszłorocznym śpiewakom, piosenkarzom i innym trubadurom, czy jak im tam...

(L)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz