czwartek, 28 lutego 2013

Mówisz Olimpia... myślisz Elbląg?

Tak właśnie we wtorek chyba myśleli piłkarze Legii. Wychodząc na pierwszą połowę ćwierćfinałowego meczu o Puchar Polski myśleli, że ekipa zaprzyjaźnionego kibicowsko klubu strzelą sobie sami bramkę (lub bramki...). Niestety okazało się, że to nie ta Olimpia, a w dodatku jej piłkarze nie potrafią strzelić sobie bramki. Potrafią za to strzelić bramkę nam, co szczerze mówiąc przy Łazienkowskiej jest powodem do wielkiego wstydu.

Co by nie mówić to Legia wyrobiła sobie własny styl. Dać sobie strzelić bramkę (lub bramki) jak z Podbeskidziem lub Piastem i dopiero potem brać się do roboty. Szkoda, bo po tych końcówkach widać, że moglibyśmy rozjeżdżać rywali po 8:0 a tak to mamy nerwówki i generalnie powody do narzekania.

Koniec, końców wynik całkiem przyzwoity. 4:1 chyba przesądza kwestie awansu ale szkoda tej straconej bramki i powiedzmy głośno, że Legia MUSI wysoko zwyciężać z drużynami z niższych klas rozgrywek ligowych.




Tak to z grubsza wyglądało.

Okazało się, że bez Ljuboi też można. Saganowski z Dwaliszwilim w drugiej połowie pokazali, że widzą się na boisku i ich współpraca nabrała rumieńców. Jak i obrońcy z Grudziądza, w których wchodzili jak ciepły nożyk w masełko zostawione na słońcu. Gruzin w ogóle pokazał się bardzo dobrej strony. Silny, ambitny, może bez mega techniki, ale wydaje się, że na naszą ligę spokojnie wystarczy. Trochę taki siermiężny to piłkarz ale ważne, że skuteczny i wydaje mi się, że długo będziemy mieć z niego pociechę. Sagan, natomiast pokazuje ten słynny już głód bramek i wielki spokój. Aż szkoda, że latka lecą i powoli trzeba będzie się przyzwyczajać, że w końcu kiedyś będzie musiał zawiesić buty na kołku.

W środku pola swoją niekonwencjonalną grą próbował zachwycić nas Janusz Gol. Niestety, po pierwsze wyglądał na mocno zaspanego, po drugie był mocno zdezorientowany, że musiał grać w ogóle tego dnia, a po trzecie z piłkarza, który 'zdobył Moskwę' i zdemolował Śląsk wiele chyba już nie zostało. Często niewidoczny, kiedy już gdzieś się pojawiał to tylko po to, żeby stracić (często w dość zabawny sposób), wybić piłką w trybuny (oj, tutaj to miał chłopak rozmach). Generalnie zagubiony i aż czasami szkoda było patrzeć... Za to zmieniający go Łukasik pokazał, że być może czas właśnie Gola i również Vrdoljaka na Łazienkowskiej może właśnie dobiegać końca. Bez kompleksów, bez cackania się z przeciwnikiem walczył, biegał, odbierał piłkę, podawał i strat miał mało. Nie drażnił kibiców ;) i chyba wyrasta nam prawdziwa gwiazda. Również dobrze zaprezentował się Dominik Furman. To kolejny znak, że 'idzie młode' ponieważ nasz wychowane też coraz śmielej sobie poczyna na boisku. W ofensywie jeszcze są braki (trochę za dużo nieudanych dryblingów i mocno rozregulowany celownik), ale wydaje się, że Dominik wie nad czym pracować i przede wszystkim wie, że pracować jeszcze musi. A za odwagę i podejmowanie czasem ryzykownych decyzji pochwała też mu się należy, bo nie myli się w końcu ten, co nic nie robi. Rado szarpał w swoim stylu. Kombinował, pchał grę do przodu i szkoda tylko, że zatracił tę swoją zdolność do strzelania bramek sprzed kilku rund. Kosa, który pojawił się na boisku pod koniec spotkania pobiegał trochę, podryblował i fajnie się pokazał, ale bez większych zachwytów. Ot, po prostu przyzwyczaił już chyba kibiców do takiej gry. Czas wejść level wyżej. Bardzo dobrze też pokazał się nasz nowy nabytek Brzyski. W pomocy dynamicznie do przodu, bez jakichś zbędnych fajerwerków. W obronie bez większych błędów. Solidnie przede wszystkim. I co bardzo ważne chłopak, który potrafi dośrodkować! Tak, taka nowa umiejętność w naszym zespole. Bo Wawrzyniak to chyba wejść woli w pole karne, Kosecki wbiec, Ljuboja posłać zawiesinkę taką, że wszyscy usną zanim spadnie a właśnie Brzyski wbiegnie, popatrzy do dośrodkuje dokładnie tam gdzie trzeba. Choćby z rożnego wprost na głowę Jędzy. Który, nota bene na skrzydle niespecjalnie mi się podoba. Bo właśnie dośrodkować nie potrafi, ofensywnie też jakoś niespecjalnie mi się widzi, a potem jak wraca to faule zbiera. Na środek go! Bo głową grać potrafi, bo przepchnąć go ciężko no i w porównaniu do naszych pozostałych soperów jest dynamiczny. Bo Żewłak to już tylko doświadczeniem gra (akurat w drugiej połowie na Olimipie wystarczyło), Astiz też nie jest już tak równy i niezadowny jak niegdyś (może forma przyjdzie, ale póki co gra bardzo nierówno) a Jodłowiec zwalił wszystko na kontuzje.

Na koniec nasz akrobata Wojtek Skaba. Za dużo to się nie napracował. Co miał wpuścić, wpuścił. Szczerze mówiąc już zapomniałem o tym dreszczyku emocji, który towarzyszył jego interwencjom zanim przyszedł Kuciak. Może przy straconej bramce mógł się zachować lepiej. W sumie idzie ona raczej na konto obronców (pozdrowienia dla Jodłowca!). Ale wolę jak Wojtek ogląda mecze z ławki. Jest jakoś spokojniej.

W sobotę na Łazienkowskiej podejmujemy inną potęgę. Czas pokazać, że domeną Legii nie są tylko końcówki, w których najpierw odrabiamy straty a potem wychodzimy na prowadzenie. Czas stłamsić rywala od samego początku. Niech błagają sędziego o końcowy gwizdek. Tym bardziej przy takim dopingu:


 
 
 
Tak więc: Walczyć, trenować! Legia musi panować!

(L)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz