Co by nie mówić to Legia wyrobiła sobie własny styl. Dać sobie strzelić bramkę (lub bramki) jak z Podbeskidziem lub Piastem i dopiero potem brać się do roboty. Szkoda, bo po tych końcówkach widać, że moglibyśmy rozjeżdżać rywali po 8:0 a tak to mamy nerwówki i generalnie powody do narzekania.
Koniec, końców wynik całkiem przyzwoity. 4:1 chyba przesądza kwestie awansu ale szkoda tej straconej bramki i powiedzmy głośno, że Legia MUSI wysoko zwyciężać z drużynami z niższych klas rozgrywek ligowych.
Tak to z grubsza wyglądało.
Okazało się, że bez Ljuboi też można. Saganowski z Dwaliszwilim w drugiej połowie pokazali, że widzą się na boisku i ich współpraca nabrała rumieńców. Jak i obrońcy z Grudziądza, w których wchodzili jak ciepły nożyk w masełko zostawione na słońcu. Gruzin w ogóle pokazał się bardzo dobrej strony. Silny, ambitny, może bez mega techniki, ale wydaje się, że na naszą ligę spokojnie wystarczy. Trochę taki siermiężny to piłkarz ale ważne, że skuteczny i wydaje mi się, że długo będziemy mieć z niego pociechę. Sagan, natomiast pokazuje ten słynny już głód bramek i wielki spokój. Aż szkoda, że latka lecą i powoli trzeba będzie się przyzwyczajać, że w końcu kiedyś będzie musiał zawiesić buty na kołku.
W środku pola swoją niekonwencjonalną grą próbował zachwycić nas Janusz Gol. Niestety, po pierwsze wyglądał na mocno zaspanego, po drugie był mocno zdezorientowany, że musiał grać w ogóle tego dnia, a po trzecie z piłkarza, który 'zdobył Moskwę' i zdemolował Śląsk wiele chyba już nie zostało. Często niewidoczny, kiedy już gdzieś się pojawiał to tylko po to, żeby stracić (często w dość zabawny sposób), wybić piłką w trybuny (oj, tutaj to miał chłopak rozmach). Generalnie zagubiony i aż czasami szkoda było patrzeć... Za to zmieniający go Łukasik pokazał, że być może czas właśnie Gola i również Vrdoljaka na Łazienkowskiej może właśnie dobiegać końca. Bez kompleksów, bez cackania się z przeciwnikiem walczył, biegał, odbierał piłkę, podawał i strat miał mało. Nie drażnił kibiców ;) i chyba wyrasta nam prawdziwa gwiazda. Również dobrze zaprezentował się Dominik Furman. To kolejny znak, że 'idzie młode' ponieważ nasz wychowane też coraz śmielej sobie poczyna na boisku. W ofensywie jeszcze są braki (trochę za dużo nieudanych dryblingów i mocno rozregulowany celownik), ale wydaje się, że Dominik wie nad czym pracować i przede wszystkim wie, że pracować jeszcze musi. A za odwagę i podejmowanie czasem ryzykownych decyzji pochwała też mu się należy, bo nie myli się w końcu ten, co nic nie robi. Rado szarpał w swoim stylu. Kombinował, pchał grę do przodu i szkoda tylko, że zatracił tę swoją zdolność do strzelania bramek sprzed kilku rund. Kosa, który pojawił się na boisku pod koniec spotkania pobiegał trochę, podryblował i fajnie się pokazał, ale bez większych zachwytów. Ot, po prostu przyzwyczaił już chyba kibiców do takiej gry. Czas wejść level wyżej. Bardzo dobrze też pokazał się nasz nowy nabytek Brzyski. W pomocy dynamicznie do przodu, bez jakichś zbędnych fajerwerków. W obronie bez większych błędów. Solidnie przede wszystkim. I co bardzo ważne chłopak, który potrafi dośrodkować! Tak, taka nowa umiejętność w naszym zespole. Bo Wawrzyniak to chyba wejść woli w pole karne, Kosecki wbiec, Ljuboja posłać zawiesinkę taką, że wszyscy usną zanim spadnie a właśnie Brzyski wbiegnie, popatrzy do dośrodkuje dokładnie tam gdzie trzeba. Choćby z rożnego wprost na głowę Jędzy. Który, nota bene na skrzydle niespecjalnie mi się podoba. Bo właśnie dośrodkować nie potrafi, ofensywnie też jakoś niespecjalnie mi się widzi, a potem jak wraca to faule zbiera. Na środek go! Bo głową grać potrafi, bo przepchnąć go ciężko no i w porównaniu do naszych pozostałych soperów jest dynamiczny. Bo Żewłak to już tylko doświadczeniem gra (akurat w drugiej połowie na Olimipie wystarczyło), Astiz też nie jest już tak równy i niezadowny jak niegdyś (może forma przyjdzie, ale póki co gra bardzo nierówno) a Jodłowiec zwalił wszystko na kontuzje.
Na koniec nasz akrobata Wojtek Skaba. Za dużo to się nie napracował. Co miał wpuścić, wpuścił. Szczerze mówiąc już zapomniałem o tym dreszczyku emocji, który towarzyszył jego interwencjom zanim przyszedł Kuciak. Może przy straconej bramce mógł się zachować lepiej. W sumie idzie ona raczej na konto obronców (pozdrowienia dla Jodłowca!). Ale wolę jak Wojtek ogląda mecze z ławki. Jest jakoś spokojniej.
W sobotę na Łazienkowskiej podejmujemy inną potęgę. Czas pokazać, że domeną Legii nie są tylko końcówki, w których najpierw odrabiamy straty a potem wychodzimy na prowadzenie. Czas stłamsić rywala od samego początku. Niech błagają sędziego o końcowy gwizdek. Tym bardziej przy takim dopingu:
(L)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz