czwartek, 14 lutego 2013

Był taki jeden... Manu

Z historii nowożytnej, ze słynnego "Truskawokowego zaciągu" co zwał się Manu. A właściwie Emanuel Jesus Bonfim Evaristo, ale że gracz to nie był największych rozmiarów, taki zestaw imion nie mieścił się na koszulce dlatego pieszczotliwie napisano mu tam właśnie Manu.

Niewątpliwie był to w Legii piłkarz mocno kontrowersyjny. Skorża widział w nim wielkiego grajka, stawiając na niego w każdym niemal meczu, kibicie widzieli w nim nieudacznika, któremu dośrodkowania wychodziły od wielkiego święta, a piłkarze na boisku widzieli chyba tylko jak Manu biegał w tę i z powrotem. On zaś sam nie widział chyba wiele. Faktycznie Manu był takim typowym 'jeźdżcem bez głowy' i gdyby nie trybuny nie jestem pewien czy wiedziałby gdzie boisko się kończy. Rzeczywiście drażniły jego dośrodkowania (a właściwie to, co miało być dośrodkowaniami), drażniły straty, drażniło to, że nie potrafił strzelać bramek (a wszak to gracz ofensywny miał być, chociaż wiemy, że u Skorży wszyscy ofensywni byli jednocześnie defensywnymi...). Niech za dowód skuteczności posłużą te filmy, w których Emanuel Jesus strzela większość wszystkich trafień z eLką na piersi w oficjalnych spotkaniach:


 
 
 
Mimo tych wszystkich (niewątpliwie jednak) wad Manu był piłkarzem, który w każdym meczy zostawiał 100% zdrowia na murawie. Biegał, walczył, wracał się po stracie (no, trochę biegania było...), jednym słowem robił dużo wiatru. Taki zawodnik też jest ważny bo ciągnie często grę zespołu jak nie idzie (a za Skorży to czasami wybitnie nie szło). No i nigdy nie zapomnimy tej brameczki:
 
 

 
 
...bo dzięki niej udało nam się dostać do Europejskich Pucharów, w których trzeba przyznać, że bojaźliwość naszego trenejro jakoś zaczęła funkcjonować (podobać się to raczej nie mogło, dumy nie przynosiło, ale jak wiadomo wyniki bronią każdą, nawet najbardziej asekurancką strategię).
 
Niewątpliwie dzięki tej bramce (i w konsekwencji uratowaniu chociaż w minimalnym stopniu sezonu) Manu spłacił chyba trochę ten kredyt zaufania, który miał u trenera i chcąc nie chcąc u kibiców. Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli Legia żegnając się z sympatycznym Portugalczykiem zarobiła również kilka dolarów. Tak więc był to piłkarz, któremu należy z szacunkiem podziękować za serce, walkę i wszystkie minuty spędzone na murawie w koszulce z eLką na piersi.
 
Gdybać można coby było gdyby... na przykład Skorża wpadł na pomysł wystawiania Manu jako żelaznego rezerwowego, wchodzącego na ostatni kwadrans na zmęczonego przeciwnika. Coby było gdyby Skorża grał bardziej ofensywnie i podczepiał częściej Manu jako napastnika. Może byłby wtedy skuteczniejszy, może strzeliłby więcej bramek. A może po prostu lubił biegać i niekoniecznie z tą piłką było mu drodze.
 
Tak czy siak, powodzenia Manu w Chinach!
 
 
(coś mu tam chyba też się już nie wiedzie... coś mało tych występów i brameczek uzbierał)
 
 
(L)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz